John Grisham "Góra bezprawia"

O ile bardzo lubię oglądać dramaty i thrillery prawnicze, o tyle książki o tej tematyce omijałam dotychczas szerokim łukiem. Powód - nieznany. Góra bezprawia jest kolejną pozycją, która przełamała moje jakiekolwiek obiekcje do nowych gatunków.



Ciężko oceniać książkę kogoś, kto stał się mistrzem w dziedzinie thrillerów prawniczych. Szczególnie jeśli ta książka jest określana mianem najlepszej w dorobku pisarza od czasów Firmy i Raportu Pelikana. A jaka jest Góra bezprawia w mojej opinii? Opinii, że tak się wyrażę, nowicjusza? 

Powiem tyle: Grisham kupił mnie tą książką, choć nie od samego początku. Podczas lektury pierwszych rozdziałów potrzebowałam trochę czasu, aby "wgryźć się" w tę tematykę, co przyznaję, szło mi dość opornie i chciałam nawet porzucić dalszą lekturę książki. Kiedy jednak udało mi się przełamać, było już tylko ciekawiej.

Główna bohaterka, Samantha Kofer, młoda, ambitna nowojorska prawniczka, z powodu panującego w Stanach kryzysu zostaje zwolniona ze swojego lukratywnego stanowiska. W ramach bezpłatnego, rocznego stażu podejmuje pracę w maleńkiej górniczej mieścinie w samym sercu Appallachów. Od tej pory w niewielkiej kancelarii prawnej ma świadczyć bezpłatną pomoc pokrzywdzonym, do których zaliczają się zarówno ofiary przemocy domowej, ale i w dużej mierze górnicy eksploatowani do granic możliwości przez kompanie węglowe. Stopniowo ludzie i ich problemy zupełnie dla niej obcy zaczynają nabierać dla Samanthy znaczenia, a ona podejmuje nierówną walkę z szerzącym się tam bezprawiem.
Co jednak sprawiło, że chcę sięgnąć po kolejne książki Johna Grishama? Przede wszystkim tempo i sam sposób prowadzenia akcji przez narratora. Przez znaczną część fabuły jest właśnie tak jak w Miasteczku Twin Peaks, tyle że bez niewytłumaczalnych i ponadnaturalnych zdarzeń mających miejsce w serialu. Usypia nas spokój i przewidywalność miejsca jakim jest Brady. Niewielka mieścina, której mieszkańcy znają się od pokol. Strona po stronie tak jak bohaterka w nowym miejscu, tak my czytelnicy, zaczynamy czuć się pewnie i bezpiecznie. I nagle w momencie, w którym zdawać by się mogło, wszystko zmierza ku końcowi, kiedyaściwie nic się tutaj nie wydarzy, następuje zwrot akcji, który dosłownie postawił mnie na równe nogi.

Kolejnym plusem jest temat książki. Grisham nie mówi tutaj o jakichś górnolotnych frazesach. Nie tworzy powieści o wielkich prawnikach wygrywających procesy wielkich ludzi. Pokazuje walkę zwykłego, szarego człowieka z korporacyjną machiną. I nie jest to walka o zwycięstwo. To walka o godność.

Podobało mi się, że książka nie zbaczała z głównego wątku. Oczywiście, pojawiały się w niej poboczne, związane z przeszłością głównej bohaterki, znalazła się nawet chwila na wątek romansowy. Wszystko miało jednak swoje miejsce i nie wpływało w znaczący sposób na fabułę. Dzięki temu oszczędziło, moim zdaniem, w tym temacie niepotrzebnych miłosnych rozterek, które tylko spowalniałyby tempo.

Osobiście bardzo ucieszyło mnie, że w roli głównego bohatera Grisham obsadził kobietę. Mimo że poglądy moje i Samanthy w kilku miejscach się różniły, to i tak jej postać wzbudziła moją sympatię. Przede wszystkim podobała mi się niezależność i spryt, który pozwalał jej odnaleźć się w wielu kryzysowych sytuacjach. Jednak tym, co wywarło na mnie największe wrażenie, była jej wewnętrzna przemiana. Kiedy z zapobiegawczej bogatej dziewczyny z Nowego Jorku, dbającej tylko swoje interesy, niewychodzącej poza ramy swojej pracy, zaczęła stawać się dziewczyną stąd, z Brady. I gdy zdała sobie sprawę, że prawdziwe życie nie toczy się na 5 Alei pomiędzy butikami Gucciego i Prady czy na najwyższym piętrze biurowego wieżowca, tylko jest tutaj, wśród ludzi i ich problemów.

Lubicie prozę Johna Grishama? A może oglądaliście filmy powstałe na podstawie jego książek? :)




 

Komentarze

Popularne posty